33.39
Książki
Rebelka
Chirurgia dla dorosłych
Wydawnictwo:
Rebelka
Oprawa: Miękka
33,39 zł
Cena rekomendowana: 44,90 zł
Cena okładkowa/rekomendowana przez wydawcę/producenta.
Wysyłka: 1-3 dni robocze
+ czas dostawy
+ czas dostawy
Zapłać za 30 dni
Opis
Pełnokrwisty utwór, chwilami brudny, często brutalny, zawsze prawdziwy. Książka, której nie da się streścić. Ją trzeba przeczytać.
„(…) wyłkała na oko sześcioletnia dziewczynka, z nadzieją w oczach chwytając lekarza za rękaw fartucha. Córka pacjenta. Pacjenta, który leżał teraz przed nami na stole. Ojca z rozpłatanym brzuchem i ojca, w którego wnętrznościach nurzaliśmy ręce. Chwilami aż po łokcie.(…)”
„(…) zaraz po krótkim i dość cichym „kurwa!”, które wypluł z na wpół zaciśniętych ust, jednocześnie rozrywając jednorazowy jałowy fartuch. Jałowy jeszcze parę godzin temu. Teraz przesiąkający pokrywającą jego powierzchnię grubą warstwą cuchnących, zgniłych wydzielin z ciała pacjenta. Czyściliśmy temu człowiekowi trzewia bite dwie godziny. Dorobił się zapalenia trzustki w najgorszej postaci. Narząd strawił sam siebie. Martwe tkanki zżerane przez bakterie. Pacjent zaczął gnić od środka. I to na własne życzenie.
„(…) drapią się bez opamiętania. Do krwi. Nie potrafią przestać. Nawet kiedy rozorana pazurami skóra zaczyna wyglądać jak po torturach grabiami. Przeczosy dodają upiornego wyglądu choremu ciału. Żółte, nieraz niemal brązowe białka oczu, poprzecinane krwistą siateczką drobnych żyłek. Załzawione od choroby, wyczerpania i bólu. Skóra żółta w tych miejscach, w których nie szpecą jej czerwone, krwawiące rany i nieco ciemniejsze, brązowe strupy. Resztki wyrwanych kawałków ciała pod paznokciami (…)”
„(…) ludzie gnieceni poddaństwem czy przez grawitację. Niewolnicy bez łańcuchów, bez liny, kroczący karnie szpalerem…
Stop! Teraz to już nie niewolnictwo. Co to, to nie. Teraz mamy cywilizację. Oni idą do pracy. Znienawidzonej. Instytucji, korporacji, urzędu… nieistotne. W czasie, który tam spędzają, liczą się tylko pieniądze. Człowiek znika. Pieniądze dla zarządu, dla dzierżących lejce władz, dla pana. Reszcie marne ochłapy. Wikt i opierunek. Na tyle wystarczy. I bezpieczeństwo. Względne. Dla tego, kto wciąż się nadaje. Przynosi zyski. Wyźrebione klacze, każdy zajeżdżony wałach – na rzeź. Ogier wypucowany, dopieszczony. Dopóki jest potrzebny. Bawi. Daje się ujeżdżać, ciesząc oko, rozpalając zmysły władców. Trzymają go na szczycie, aż wysączą do ostatniej kropelki, jak przez słomkę, to, co podnieca, co najbardziej żywe. Piękno dzikości. Potem utną mu łeb i przerobią go na kiełbasę. Ale najpierw jaja. Utną je przy samej dupie i pozapinają w breloki, które będą nosić, ociekając cudzym blaskiem we własnej imaginacji chwały.
– Kurwa! Nie udźwignę. Ten świat jest popierdolony – wymruczał wariat i zasnął, otumaniony lekarstwami. (…)”
„(…) po przewiezieniu chorego ciała na blok i ułożeniu na stole operacyjnym wpadło ono na inny pomysł – wysiadam. Organizm się poddał. Anestezjolog nie zdążył jeszcze wepchnąć do gardła rurki intubacyjnej. Serce odmówiło posłuszeństwa. Na monitorze pojawiła się nierówna, szarpana linia. Rytmiczne „pik, pik” już nie przerywało ciszy.
W takich chwilach nie ma czasu się zastanawiać. Człowiek instynktownie reaguje tym, czego przez lata go uczyli. Lewa dłoń na mostek. Prawą dociśnij u góry. Łokcie prosto, zablokowane. Uciskaj miarowo. Szybko. Bez przesady. Mocniej. Równo. Nie trać panowania. Wdech. Wydech. Myśl o czymś przyjemnym. To nie jest człowiek. Masujesz serce. Jesteś tym sercem. Jesteś tym sercem całą sobą. Pompujesz krew. Ściskasz. Wtłaczasz. Gnieciesz. Uderzasz, by zmusić do uderzenia tamto. Musisz przywrócić mu życie. Walczysz o jego życie. Sto razy w ciągu minuty wbijasz pięści na kilka centymetrów w głąb klatki piersiowej. (…)”
„(…)Z ust pacjenta wypłynął zielonobrunatny, cuchnący potok. Wprost na moje nogi. Odór uderzył mnie w nozdrza i zakręcił mi w głowie.(…)”
„(…) słyszę, że mam służyć, być na czyjeś usługi, że ktoś czegoś żąda, wtedy myślę: „Po co mi to?”. Nigdy nie chciałam się szmacić. Kiedyś miałam ideały. Stanęłabym wbrew całemu światu, gdybym miała pewność, że walczę o sprawiedliwość i prawdę. A teraz robię to, w co wierzę, i nieraz czuję się jak zwykła ściera – kto chce, proszę bardzo, może się podetrzeć. (…)”
„(…) Każdy naród, każde stado ma swojego królewicza. Słucha go ślepo i idzie jak w ogień za jego słowem. Choćby jedyne, co dawał, to możliwość walki o wódę, choćby produkował przegranych i przegranych.
A ty bij się ku uciesze panów, należy im się. Każdy swoim życiem gra jakąś rolę. Okej, kto woli grać sobą żołnierza – niech gra.(…)”
„(…) – Ha, ha! – krzyczał jeden. – Jestem medykiem. Jak na wojnie. Nurzam się w trzewiach dwadzieścia dwa lata. – W zwycięskim geście wymachiwał odpowiednio zgiętą ręką.
– Ha, ha! – krzyczał drugi.
Reszty wypowiedzi, która brzmiała mniej więcej: „A ja mam takiego!”, po czym nastąpiło urwane plaśnięcie towarzyszące szybkiemu zgięciu kończyny w łokciu albo „mrauu” – gardłowe mruknięcie triumfu – nie jestem pewna. Trudno rozróżnić dźwięki przy tym wyciu silnika wśród kłębów spalin i pisku opon ruszającego z impetem AMG. (…)”
„(…) Człowierze szli. Jeden za drugim. O wyznaczonych godzinach. Z pracy do pracy. Z pracy do domu. Z domu do fury. Byle zarobić na dom, w którym nie ma się czasu przebywać. Cudownie czysty. Czasem ma kto sprzątać. Zazwyczaj nie ma kto brudzić.
Ludzie wyzuci z emocji. Już nie ludzie. Człowierze. Każdy jest sobie człowie… rzem. Odizolowany od stada. Stado to ludzie. Odizolowany od ludzi. Plan, jak zmienić człowieka w maszynę. Wykończyć lud. Pozamykani w domach. Pourywane korzenie. Nie wolno nikogo zmieniać, bo to nie będzie już ten sam człowiek. Nie wolno do niczego zmuszać. Kto się zgodzi, w którymś momencie zapomni o sobie. Zatraci siebie. Stanie się robotem.
Śmieszne maszyny tłuką się między sobą. Pieprzą. Chleją. Tak samo ci w bramach i ci w garniturach, uniformach. Każdy jest niewolnikiem. To go najbardziej niewoli, a przynosi chwilową ulgę. Narkotyk. Powoli wlewany do żyły. Wtłaczany do płuc. Rozgryzany. Tłoczony. Lizany. Pieprzony. Oblepiany w lukrze. Ssany. Eksplozją smaków rozpływający się w jamie ustnej. Połykany. Przenikający. Wchłaniany porami skóry. Wszystko, co nas otacza.
Rzuć to. Przeciwstaw się systemowi. By zacząć być zdrowym. (…)”.
Jak tytuł wskazuje książka jest o chirurgii. Dokładniej o drodze jaką przechodzi rezydentka by otrzymać papier chirurga. W szpitalu pracuje na oddziale chirurgicznym. Leje się krew, ludzie chleją zamiast żyć w zgodzie ze sobą, trafiają do szpitali często z własnej głupoty. Byśmy potem jako lekarze musieli walczyć o ich życie. Jest o seksizmie, o myleniu relacji uczeń - pracodawca z zależnością niewolnik - władca. Nieco o cierpiących nastolatkach, próbach „S”, pedofili, niebezpiecznym seksie, chorym systemie, narkotykach, policji…
„(…) wyłkała na oko sześcioletnia dziewczynka, z nadzieją w oczach chwytając lekarza za rękaw fartucha. Córka pacjenta. Pacjenta, który leżał teraz przed nami na stole. Ojca z rozpłatanym brzuchem i ojca, w którego wnętrznościach nurzaliśmy ręce. Chwilami aż po łokcie.(…)”
„(…) zaraz po krótkim i dość cichym „kurwa!”, które wypluł z na wpół zaciśniętych ust, jednocześnie rozrywając jednorazowy jałowy fartuch. Jałowy jeszcze parę godzin temu. Teraz przesiąkający pokrywającą jego powierzchnię grubą warstwą cuchnących, zgniłych wydzielin z ciała pacjenta. Czyściliśmy temu człowiekowi trzewia bite dwie godziny. Dorobił się zapalenia trzustki w najgorszej postaci. Narząd strawił sam siebie. Martwe tkanki zżerane przez bakterie. Pacjent zaczął gnić od środka. I to na własne życzenie.
„(…) drapią się bez opamiętania. Do krwi. Nie potrafią przestać. Nawet kiedy rozorana pazurami skóra zaczyna wyglądać jak po torturach grabiami. Przeczosy dodają upiornego wyglądu choremu ciału. Żółte, nieraz niemal brązowe białka oczu, poprzecinane krwistą siateczką drobnych żyłek. Załzawione od choroby, wyczerpania i bólu. Skóra żółta w tych miejscach, w których nie szpecą jej czerwone, krwawiące rany i nieco ciemniejsze, brązowe strupy. Resztki wyrwanych kawałków ciała pod paznokciami (…)”
„(…) ludzie gnieceni poddaństwem czy przez grawitację. Niewolnicy bez łańcuchów, bez liny, kroczący karnie szpalerem…
Stop! Teraz to już nie niewolnictwo. Co to, to nie. Teraz mamy cywilizację. Oni idą do pracy. Znienawidzonej. Instytucji, korporacji, urzędu… nieistotne. W czasie, który tam spędzają, liczą się tylko pieniądze. Człowiek znika. Pieniądze dla zarządu, dla dzierżących lejce władz, dla pana. Reszcie marne ochłapy. Wikt i opierunek. Na tyle wystarczy. I bezpieczeństwo. Względne. Dla tego, kto wciąż się nadaje. Przynosi zyski. Wyźrebione klacze, każdy zajeżdżony wałach – na rzeź. Ogier wypucowany, dopieszczony. Dopóki jest potrzebny. Bawi. Daje się ujeżdżać, ciesząc oko, rozpalając zmysły władców. Trzymają go na szczycie, aż wysączą do ostatniej kropelki, jak przez słomkę, to, co podnieca, co najbardziej żywe. Piękno dzikości. Potem utną mu łeb i przerobią go na kiełbasę. Ale najpierw jaja. Utną je przy samej dupie i pozapinają w breloki, które będą nosić, ociekając cudzym blaskiem we własnej imaginacji chwały.
– Kurwa! Nie udźwignę. Ten świat jest popierdolony – wymruczał wariat i zasnął, otumaniony lekarstwami. (…)”
„(…) po przewiezieniu chorego ciała na blok i ułożeniu na stole operacyjnym wpadło ono na inny pomysł – wysiadam. Organizm się poddał. Anestezjolog nie zdążył jeszcze wepchnąć do gardła rurki intubacyjnej. Serce odmówiło posłuszeństwa. Na monitorze pojawiła się nierówna, szarpana linia. Rytmiczne „pik, pik” już nie przerywało ciszy.
W takich chwilach nie ma czasu się zastanawiać. Człowiek instynktownie reaguje tym, czego przez lata go uczyli. Lewa dłoń na mostek. Prawą dociśnij u góry. Łokcie prosto, zablokowane. Uciskaj miarowo. Szybko. Bez przesady. Mocniej. Równo. Nie trać panowania. Wdech. Wydech. Myśl o czymś przyjemnym. To nie jest człowiek. Masujesz serce. Jesteś tym sercem. Jesteś tym sercem całą sobą. Pompujesz krew. Ściskasz. Wtłaczasz. Gnieciesz. Uderzasz, by zmusić do uderzenia tamto. Musisz przywrócić mu życie. Walczysz o jego życie. Sto razy w ciągu minuty wbijasz pięści na kilka centymetrów w głąb klatki piersiowej. (…)”
„(…)Z ust pacjenta wypłynął zielonobrunatny, cuchnący potok. Wprost na moje nogi. Odór uderzył mnie w nozdrza i zakręcił mi w głowie.(…)”
„(…) słyszę, że mam służyć, być na czyjeś usługi, że ktoś czegoś żąda, wtedy myślę: „Po co mi to?”. Nigdy nie chciałam się szmacić. Kiedyś miałam ideały. Stanęłabym wbrew całemu światu, gdybym miała pewność, że walczę o sprawiedliwość i prawdę. A teraz robię to, w co wierzę, i nieraz czuję się jak zwykła ściera – kto chce, proszę bardzo, może się podetrzeć. (…)”
„(…) Każdy naród, każde stado ma swojego królewicza. Słucha go ślepo i idzie jak w ogień za jego słowem. Choćby jedyne, co dawał, to możliwość walki o wódę, choćby produkował przegranych i przegranych.
A ty bij się ku uciesze panów, należy im się. Każdy swoim życiem gra jakąś rolę. Okej, kto woli grać sobą żołnierza – niech gra.(…)”
„(…) – Ha, ha! – krzyczał jeden. – Jestem medykiem. Jak na wojnie. Nurzam się w trzewiach dwadzieścia dwa lata. – W zwycięskim geście wymachiwał odpowiednio zgiętą ręką.
– Ha, ha! – krzyczał drugi.
Reszty wypowiedzi, która brzmiała mniej więcej: „A ja mam takiego!”, po czym nastąpiło urwane plaśnięcie towarzyszące szybkiemu zgięciu kończyny w łokciu albo „mrauu” – gardłowe mruknięcie triumfu – nie jestem pewna. Trudno rozróżnić dźwięki przy tym wyciu silnika wśród kłębów spalin i pisku opon ruszającego z impetem AMG. (…)”
„(…) Człowierze szli. Jeden za drugim. O wyznaczonych godzinach. Z pracy do pracy. Z pracy do domu. Z domu do fury. Byle zarobić na dom, w którym nie ma się czasu przebywać. Cudownie czysty. Czasem ma kto sprzątać. Zazwyczaj nie ma kto brudzić.
Ludzie wyzuci z emocji. Już nie ludzie. Człowierze. Każdy jest sobie człowie… rzem. Odizolowany od stada. Stado to ludzie. Odizolowany od ludzi. Plan, jak zmienić człowieka w maszynę. Wykończyć lud. Pozamykani w domach. Pourywane korzenie. Nie wolno nikogo zmieniać, bo to nie będzie już ten sam człowiek. Nie wolno do niczego zmuszać. Kto się zgodzi, w którymś momencie zapomni o sobie. Zatraci siebie. Stanie się robotem.
Śmieszne maszyny tłuką się między sobą. Pieprzą. Chleją. Tak samo ci w bramach i ci w garniturach, uniformach. Każdy jest niewolnikiem. To go najbardziej niewoli, a przynosi chwilową ulgę. Narkotyk. Powoli wlewany do żyły. Wtłaczany do płuc. Rozgryzany. Tłoczony. Lizany. Pieprzony. Oblepiany w lukrze. Ssany. Eksplozją smaków rozpływający się w jamie ustnej. Połykany. Przenikający. Wchłaniany porami skóry. Wszystko, co nas otacza.
Rzuć to. Przeciwstaw się systemowi. By zacząć być zdrowym. (…)”.
Jak tytuł wskazuje książka jest o chirurgii. Dokładniej o drodze jaką przechodzi rezydentka by otrzymać papier chirurga. W szpitalu pracuje na oddziale chirurgicznym. Leje się krew, ludzie chleją zamiast żyć w zgodzie ze sobą, trafiają do szpitali często z własnej głupoty. Byśmy potem jako lekarze musieli walczyć o ich życie. Jest o seksizmie, o myleniu relacji uczeń - pracodawca z zależnością niewolnik - władca. Nieco o cierpiących nastolatkach, próbach „S”, pedofili, niebezpiecznym seksie, chorym systemie, narkotykach, policji…
Szczegóły
Rok wydania
2021
Oprawa
Miękka
Ilość stron
204
Format
15.0x21.0cm
Języki
polski
ISBN
9788396143006
Rodzaj
Książka
Stan
Nowy
EAN
9788396143006
Dodałeś produkt do koszyka
Chirurgia dla dorosłych
33,39 zł
Recenzje